Ta notka nie jest pierwsza, tamtą postanowiłam usunąć... nie wiem jeszcze z jakich dokładnie powodów...
Przeraziłam się dzisiaj. Zauważyłam już dawno temu, że mam pewne oznaki agorafobii. Na szczęście niezbyt dokuczliwe. Kiedyś jechałam wieczorem autobusem w Warszawie, zamyśliłam się i przejechałam kilka przystanków za dużo. Natychmiast wysiadłam, nie mając pojęcia gdzie się znajduję. Szłam tak między blokami, kiedy zobaczyłam kawałek Pałacu Kultury. Niby nic, bo przecież widzę go codziennie z okna mojego pokoju, nawet teraz. A jednak poczułam się strasznie nieswojo bo się go tam po prostu nie spodziewałam. Podobnie jest z wieloma wystającymi wieżowcami czy wieżami kościołów. Wzbudzają we mnie jakiś lęk. Gdybym na przykład szła ścieżką, wokół mając łąki albo pustynię po sam horyzont, i szła tak bardzo długo i nagle bym się odwróciła po to by zobaczyć za mną jakiś budynek wysoki... którego tam wcześniej nie było, dostałabym chyba zawału! Ta myśl mnie przeraża :-)
No i dzisiaj właśnie jechałam do biblioteki uniwersyteckiej, nie bardzo wiedząc jak tam trafić. Wysiadłam za wcześnie i resztę szłam piechotą wzdłuż Wisły. Spodziewałam się ujrzeć zielony budynek po mojej prawej stronie. No i tak szłam i szłam długo, aż w końcu zniecierpliwiona spojrzałam co znajduje sie po mojej lewej stronie, za murem. Oczywiście był to budynek biblioteki. Dostałam takiej paniki, że nie mogłam na niego nawet spojrzeć. Miałam dreszcze i nie mogłam spokojnie oddychać.
Najgorsze jest jednak to, że jako rozsądna osoba, uważam to zjawisko nie za chorobę, lecz za stan celowo wykreowany przez mój mózg. Może ja po prostu lubię się bać? I właśnie dlatego oglądam tyle horrorów (ale tylko dobrych) i wyobrażam sobie co by się stało w takich albo innych ciemnych okolicznościach. Czy to możliwe by panikę wzbudzać świadomie? Czy przyczyną jest moja wyobraźnia?